Lany poniedziałek, śmigus-dyngus, oblewanka, polewanka, dzień świętego Lejka, czy po prostu dyngus. Jakby nie nazywać tego dnia, idea jest jedna: ma być mokro.
Mimo że większość spośród zwyczajów kultywowanych w okresie Świąt Wielkanocnych związanych jest z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa, to w czasie wiosennych świąt równie popularne są zwyczaje, które zakorzenione są w tradycji niemającej swego rodowodu w jakimkolwiek związku z Kościołem. I tak, drugi dzień świąt nierozerwalnie wiąże się z pogańską tradycją witania wiosny jako czasu przynoszącego zdolność ziemi do rodzenia. „Mokry” zwyczaj, o którym pierwsze zmianki pojawiają się w dokumentach z XV wieku, to połączenie dwóch tradycji: oblewania połączonego z wymuszaniem datków (najczęściej jajek) oraz zwyczaju uderzania palmą, gałązką wierzbową czy jałowcową po nogach. Dawniej polewanie wodą było czynnością przewidzianą tylko dla mężczyzn, a woda, którą kawalerowie polewali dziewczynę miała jej zapewnić powodzenie i szybkie zamążpójście, a nawet dodać urody. Zdarzał się zatem sytuacje, że panna, której nie oblano bądź nie wychłostano, czuła się obrażona i nie obce jej było zaniepokojenie, gdyż oznaczało to brak zainteresowania ze strony miejscowych kawalerów. Na południu Polski znana jest też tradycja, wychodzenia gospodarzy w polei kropienia ich wodą święconą, co miało zapewniać urodzaj i ochronę plonów przed gradobiciem.
Współcześnie tego dnia w ruch idzie przede wszystkim woda i wszelka broń wodna, czyli wiadra, plastikowe pistolety, sikawki, balony, butle, miski, za pomocą których można zrobić mokrego psikusa rodzinie, znajomym i nieznajomym też.
Należy jednak pamiętać o zdrowym rozsądku, zwłaszcza w przypadku polewania nieznajomych. Z prasy ogólnopolskiej znamy historie, kiedy w ferworze wodnej zabawy grupki młodzieńców zatrzymywały pojazdy komunikacji miejskiej i - w imię tradycji - oblewały wodą pasażerów. Obchodzenie drugiego dnia świąt nie powinno się jednak wiązać z agresją, a niewinna zabawa nie może przerodzić się w chuligaństwo. O rozwagę apeluje bielska policja.
- Zachowania osób niewłaściwie obchodzących zwyczaje wielkanocne, a przede wszystkim „śmigus-dyngus”, np. wylewanie na przechodniów z wielopiętrowych budynków nadmiernych ilości wody lub zanieczyszczeń oraz rzucanie z wiaduktów na przejeżdżające samochody worków foliowych wypełnionych wodą, powodować mogą naruszenie nietykalności cielesnej, uszkodzenie ciała, zniszczenie mienia lub naruszenie miru domowego podczas bezprawnego wtargnięcia do mieszkania bez zgody właściciela. Sprawcy w wyniku swojego nieodpowiedzialnego zachowania mogą ponieść odpowiedzialność karną za naruszenie przepisów. - informuje bielska policja.
Piękną tradycją w naszym regionie może poszczycić się miasteczko Wilamowice. Kultywowanie śmigusa-dyngusa odbywa się tam w niespotykanej formie. Co roku na wilamowickich ulicach można bowiem spotkać młodych ludzi, zaopatrzonych w dobry humor, kolorowe stroje, maski, instrumenty muzyczne. Śmiergusty, bo tak w Wilamowicach nazywają się uczestnicy śmigusowej zabawy, spotykają się już w wieczór wielkanocny, po czym w grupach chodzą przez całą noc, odwiedzając domy, w których mieszkają dziewczęta. Nieugoszczenie śmiergustów wiąże się z ich całonocnym hałasowaniem. A sam poniedziałek wielkanocny to już wodne szaleństwo. Najwięcej wody po kobietach i dziewczętach leje się około południa, po mszy. O tej porze przez wilamowicki rynek żadna spośród nich nie przejdzie sucha.
Kopiowanie materiałów dozwolone pod warunkiem podania źródła: www.super-nowa.pl